Od momentu, gdy fotografią zajarałem się na dobre, pierwszą rzeczą jaką postanowiłem robić było dokumentowanie życia mojej rodziny w ciekawszy, piękniejszy i bardziej rzetelny sposób. W końcu fajnie mieć lepsze zdjęcia niż gorsze 🙂 Wiele ujęć wykonuje w biegu życia, gdzieś spontanicznie po to by łapać te ciekawostki i małe momenty dnia codziennego. To przecież je wspomina się najbardziej. Bardzo długo jednak zbierałem się do wykonana sesji rodzinnej lub noworodkowej z prawdziwego zdarzenia. Zaaranżowanej, przemyślanej, wcześniej przygotowanej. Największym wyzwaniem było znalezienie wolnej chwili w codziennym kieracie. Robienie zdjęć samemu to jednak coś innego niż umawianie się z fotografem na sesję. Bo gdy umawiasz się z samym sobą bardzo łatwo jest to przełożyć na przyszły weekend, na święta, czy za rok.
Wreszcie zrobiłem to. Dziś chcę wam przedstawić sesję noworodkową Cezarego razem z mamą. Nie jest to tradycyjna sesja noworodkowa – z wiaderkami czy koszykami i plątaniem maluszka w ciasne pozy. Chciałem raczej naturalnej i nieco spontanicznej odsłony takiej sesji, potraktowania tematu na luzie i odrzucenia perfekcji Photoshopa. W końcu noworodki nie są takie perfekcyjne, tu krwiak, tam zaczerwienienie, nie widzę powodu by to ukrywać. Zapraszam do oglądania. Dajcie znać jak Wam podoba się taka sesja na Facebooku lub Instagramie. PS. z muzyką ogląda się jest lepiej.
„Cheek to cheek” – Doris Day. Źródło: YouTube.